Zapomniana operacja - brzeski epizod wojny o niemiecką "cudowną broń"

Kiedy latem 1943 roku lotnictwo alianckie zamieniło w gruzowisko niemiecką bazę rakietową na wyspie Uznam, rozpoczął się nowy etap walk o tajemnicę nowej broni Hitlera. Gdy w rok później pierwsza "kosmiczna" rakieta V - 2 spadła na Londyn, w okupowanej Małopolsce dogasała najkrwawsza "cicha wojna" w historii polskiego wywiadu.

Zniszczenie nadbałtyckiej bazy doświadczalnej zmusiło hitlerowców do przeniesienia prób z rakietami poza zasięg amerykańskiego i brytyjskiego lotnictwa wojskowego. Wybór padł na położony między Dębicą a Mielcem poligon wojskowy SS "Heidelager". W tym miejscu, na terenie wysiedlonej wsi Blizna, utworzono specjalną, ściśle strzeżoną strefę - "Artielleriezieldrof". We wrześniu 1943 roku teren nowego poligonu wizytował sam dowódca SS Heinrich Himmler. Do Blizny zaczęły nadchodzić z różnych stron III Rzeszy transporty z tajemniczym ładunkiem; rozpoczęły się doświadczenia z bronią V. Wywiad Armii Krajowej natychmiast zainteresował się działaniami hitlerowców. Nieocenione usługi oddali zaprzysiężeni leśnicy - żołnierze AK Obwodu Dębica. Zdobyto masę informacji i części z rozbitych rakiet badanych później przez powołane w tym celu specjalne zespoły polskich naukowców. Te dane wywiadowcze przekazywane na Zachód uzyskiwały najwyższe noty Brytyjczyków, często trafiały na biurko samego Churchilla. Polacy szybko doszli do wniosku, że nie ma szans na szybkie zrekonstruowanie rakiety, jeśli nie będzie dostępu do kompletnej nieuszkodzonej V-2. Dowódca AK gen. T. Bór-Komorowski wyraził zgodę na specjalną operację Kedywu (Kierownictwa Dywersji) celem zdobycia pocisku.

Pierwszy lokalny plan zakładał bezpośredni atak na poligon, lecz został odrzucony ze względu na zbyt duże siły niemieckie na tym terenie i ewentualne represje na ludności cywilnej. Ostatecznie zdecydowano się na uderzenie na transport kolejowy. Wg informacji wywiadowczych, transport rakiet z Rzeszy do Generalnej Guberni odbywał się pociągami przez Kraków - Brzesko - Tarnów - Dębicę do stacji Kochanówka, a stąd specjalnie zbudowaną linią na poligon. Atak zaplanowano na odcinku gdzie kolej przebiega przez mały lasek pomiędzy Brzeskiem a Tarnowem. Zadanie to miał wykonać doborowy oddział warszawskiego Kedywu w sile jednej kompanii. Uderzenie miało nastąpić po zatrzymaniu pociągu czerwonymi światłami. Zlikwidowawszy ochronę transportu zamierzano przeciągnąć go do pobliskiej małej stacji, a tam przy pomocy dźwigu, przeładować rakietę na podstawiony samochód. Dalej zdobycz miała zostać ukryta na Podkarpaciu, gdzie miał się nią zająć konspiracyjny zespół badawczy.

Przewidując niemiecki kontratak zadbano o odpowiednie zabezpieczenie operacji. Główną akcję miała osłaniać kompania Kedywu krakowskiego i zapewne AK-owcy z lokalnych placówek.

Bardzo duży problem logistyczny stanowił załadunek i transport rakiety. Kierownictwo Dywersji otrzymawszy wspomniane rozkazy przystąpiło do przygotowania samochodu, mogącego przewieźć pocisk rakietowy o długości ok. 15 m, ważący niemal 4 t (waga startowa rakiety razem z materiałami pędnymi wynosiłaok. 13t) oraz dźwigu na samochodzie, do przeładowania V-2 z lory kolejowej na ciężarówkę. Roboty przy pojazdach zabrały najwięcej czasu i kiedy dobiegały końca niespodziewanie zapadła decyzja o opóźnieniu operacji o kilka tygodni. Powodem było skierowanie pododdziałów Kedywu do uderzenia na mosty kolejowe na trasie Lwów - Kraków. Akcja ta miała pierwszeństwo z powodu lądowania armii sprzymierzonych we Francji; miała ona utrudniać przerzut oddziałów Wehrmachtu z frontu wschodniego. Pomimo tych najrozmaitszych opóźnień, gdy wszystko było już niemal gotowe, w rejonie Sarnak nad Bugiem, spadła rakieta nie eksplodując. Tę wspaniałą zdobycz szybko ukryli żołnierze miejscowej placówki AK tak, że Niemcy nie byli w stanie jej odnaleźć. Mozolnie przygotowywana operacja zdobycia rakiety pod Brzeskiem została odwołana. Dalsze losy zdobytej V-2 są doskonale znane i opisane, choć niektóre jej wątki z tym związane pewno jeszcze nie raz przyciągną uwagę historyków (np. sprawa tajemniczego gościa dworu w Dołędze).

Rakieta rozmontowana i przebadana w czasie akcji "mostowych", drogą lotniczą trafiła do Londynu. Przypomnę tylko, że stało się to w nocy z 25 na 26 lipca 1944 r., kiedy aliancka transportowa "Dakota" po starcie z bazy lotniczej w Brindisi wylądowała na konspiracyjnym lądowisku "Motyl" w rejonie Wał-Rudy i Jadownik Mokrych, wykonanym przez żołnierzy tarnowskiego Inspektoratu AK. W dramatycznych okolicznościach samolot wystartował zabierając cenną przesyłkę. "Trzeci Most" zakończył się sukcesem przy niemałym udziale żołnierzy konspiracji powiatu brzeskiego. Jednak nie był to ostatni wojenny epizod wiążący Ziemię Brzeską z historią walk o tajemnicę rakiet Hitlera. Kilka miesięcy później 15 października 1944 r. niemiecka artyleria przeciwlotnicza strąciła nad Tarnowem sowiecki samolot przerzucający grupę spadochronowo - desantową do Czechosłowacji. Z katastrofy uszedł z życiem skacząc na spadochronie ranny w obie ręce i nogi Arkadij Dimitrijew. Jeszcze do niedawna od maja do września dowodził on kilkudziesięcioosobowym oddziałem dywersyjnym walczącym w pobliżu poligonu SS "Heidelager". Z jego działaniami wiąże się przechwycenie SS-manów z garnizonu w Stalowej Woli, od których uzyskano wiele informacji na temat doświadczeń z bronią V.

Złapany przez hitlerowców został osadzony w więzieniu w Brzesku. W miesiąc później 7 października 1944 r. przetransportowany wraz z więźniami do pobliskiego lasu na rozstrzelanie, zabił strażnika i zbiegł. Udzielili mu pomocy żołnierze konspiracji. Dzięki ich opiece, a także pomocy lekarza Dimitrijew przetrwał do styczniowej ofensywy wojsk sowieckich.

Równolegle z działaniami Sowietów rozpoznanie wywiadowcze niemieckiego poligonu prowadzili na własną rękę również Brytyjczycy, pomimo pozorów współpracy, objawiającej się między innymi w osobistej korespondencji w tej sprawie, pomiędzy Stalinem i Churchillem. Informacje o tym fakcie są znikome. Wiadomo tylko o parodniowym pobycie dwóch angielskich spadochroniarzy w klasztorze franciszkanów w Zakliczynie jesienią 1944 r., którzy mieli za zadanie rozpracowanie rakiet V-2. Ci angielscy oficerowie byli jednymi z niewielu, a może nawet jedynymi Brytyjczykami zrzuconymi w czasie wojny na teren okupowanej Polski.

Ostatnim, już tylko luźno związanym z rakietami lecz symbolicznym wydarzeniem było aresztowanie 21 stycznia 1948 r. przez brzeskich UB-ków pracownika tutejszego Oddziału Powiatowego "Społem" Karola Pośki. W rzeczywistości był on zakonspirowanym członkiem walczącego z terrorem komunistycznym Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN). W 1944 r. po scaleniu Narodowej Organizacji Wojskowej z Armią Krajową był zastępcą dowódcy Placówki AK w Ropczycach, a w czasie "Burzy" jej dowódcą. Placówka ta osiągnęła znaczące sukcesy w działaniach dywersyjnych, a także pracy wywiadowczej na terenie poligonu SS "Heidelager", oraz prowadziła stałą obserwację poligonu rakietowego w Bliźnie. Po wkroczeniu wojsk sowieckich był komendantem wojskowym Ropczyc. Następnie został aresztowany przez NKWD i poddany torturom. Nie przyznawszy się do niczego został wywieziony w głąb ZSRR, skąd powrócił w 1946 r. Śledzony i szykanowany nie mógł znaleźć pracy. Pomocną dłoń wyciągnął do niego dopiero dyrektor "Społem" w Kłodzku. Tu za pośrednictwem znajomych z AK rozpoczął pracę konspiracyjną w WiN. Zagrożony dekonspiracją od 1947 r. ukrywał się w Brzesku, skąd niedługo potem trafił do więzień Polski Ludowej.

Walka wywiadów o zdobycie tajemnicy hitlerowskich rakiet V-2 ma swoją bogatą i tragiczną historię. W czasach "zimnej wojny" Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki jeszcze długo wykorzystywały do lotów kosmicznych zdobyte technologie rakietowe.

Straty polskiego wywiadu poniesione przy rozpracowaniu tej "cudownej broni" liczone są w setkach a mogiły poległych rozsiane są po całej Europie. Chyba trudno o krwawszą operację w dziejach naszych służb wywiadowczych. Na kartach tych zmagań pojawia się również Brzesko. Jednak zachowane informacje są bardzo ogólnikowe i niedokładne.

Forum Samorządowe nr 10/99