Wspomnienia z czasów powojennych

Na przestrzeni dziejów parafia nasza przeżywała różne koleje losów. Były czasy świetności, były również i chwile upadków. Jej historia splatała się z historią kraju.

Niewątpliwie na uwagę i przypomnienie zasługują przede wszystkim wydarzenia z okresu, kiedy to prowadzono otwartą walkę z kościołem. Ideą tej walki było wykorzenienie z ludzi wiary, która określana mianem "opium dla ludu" była ustawicznie wyszydzana, a duchowieństwo oraz parafianie narażani byli na ciągłe szykany ze strony władz.

Trzeba w tym miejscu zauważyć, że z tej zawieruchy dziejowej parafia nasza wyszła nie tylko, że nie osłabiona, ale wprost przeciwnie - umocniona i wierna historycznym korzeniom. Jest to niewątpliwie zasługą Gosprzydowskiej Pani, która na te trudne lata dała parafii wspaniałych, ofiarnych kapłanów oddanych bez reszty Bogu oraz swojemu powołaniu. Należy tutaj wspomnieć byłych proboszczów: ks. Stanisława Kłóska oraz ks. Edwarda Szczurka, którzy przeprowadzili powierzoną sobie wspólnotę parafialną przez najtrudniejsze lata.

W szczególności ks. Stanisław Kłósek był niejednokrotnie ofiarą komunistycznego systemu. Historie, które przedstawiamy poniżej są wciąż żywe w pamięci naszych parafian.

Nagłośnienie kościoła parafialnego

W latach 60-tych XX w. ks. proboszcz Stanisław Kłósek - idąc z duchem czasów - postanowił zainstalować w kościele głośniki. Przedsięwzięcie to okazało się dość trudne i stało się w końcu przyczyną poważnych przykrości dla naszego duszpasterza. Szczególnie wrażliwy na głos rozchodzący się z kościoła okazał się być miejscowy komendant milicji, który nie mógł znieść tego, że kazania niedzielne słychać było również poza kościołem. Donosił więc nasz komendant na proboszcza do Kolegium Orzekającego, co w efekcie zakończyło się procesem sądowym w Brzesku, a potem w Krakowie.

Ksiądz proboszcz proces przegrał. W efekcie nałożono na parafię wysoką grzywnę, pomimo tego, że głośniki, które były przedmiotem sporu umieszczone były wewnątrz kościoła, a głos z nich "jedynie przez okna wydostawał się na obiekty publiczne i zakłócał spokój obywatelom." Trzeba jeszcze zauważyć, że do dnia dzisiejszego trudno jest dopatrywać się "obiektów publicznych" koło kościoła, a tym bardziej trudno zrozumieć zakłócanie spokoju w tej pustce, która kościół otacza.

Inwentarskie krowy

Jak mówią najstarsi mieszkańcy wioski, gospodarstwo plebańskie posiadało dwie krowy "inwentarskie".

W roku 1961 ks. Stanisław Kłósek podjął decyzję o przeprowadzeniu remontu posadzki w kościele. Nierówne kamienie, polepione gdzieniegdzie cementem sprawiały trudności w klęczeniu. Ks. proboszcz zdecydował, aby kupić nowe płyty kamienne. Prace przy remoncie posadzki wykonywali kamieniarze z sąsiedniej wioski Iwkowej.

Część kosztów remontu sfinalizowana została ze sprzedaży inwentarskiej krowy. Uznał bowiem proboszcz, że "dwie krowy inwentarskie niebezpiecznie chować, gdyż komornicy łatwo mogą zająć za podatki i kary, które nakładano za nauczanie religii." Niestety nadzieje ks. proboszcza okazały się być płonne.

Rok 1961 zaznaczył się bowiem wielką zmianą w nauczaniu religii. Usunięto kapłanów ze szkół. W tej sytuacji ks. St. Kłósek podjął katechizowanie w salce zlokalizowanej w miejscowej organistówce. Zaraz potem oświatowe władze państwowe zażądały programów nauczania religii w punktach katechetycznych. Za niedostosowanie się proboszcza do tych żądań obłożono Go karą grzywny. Zlicytowano wtedy jedyną krowę z gospodarstwa plebańskiego na poczet nałożonej kary.

Niejednokrotnie jeszcze nasz proboszcz miał kłopoty w relacjach z władzami świeckimi. I tak np. zorganizowanie procesji w dni krzyżowe do kaplicy na Rotowskim wiązało się z obowiązkiem uzyskania odpowiedniego zezwolenia władz państwowych. Na podania wnoszone w tej sprawie władze odpowiadały negatywnie, podając przy tym nieistotne powody typu: wzmożony ruch na głównej drodze (chociaż droga przemarszu procesji do dziś nie jest drogą główną), albo rozmokłe ścieżki, które mogą być przyczyną wypadku.

Takie były czasy szykan, prześladowań zamaskowanych pozorami ustaw, rozporządzeń, które zawsze można było nagiąć na szkodę Kościoła mimo szumnie głoszonej "tolerancji".